fbpx

Gdzie się podziała nasza Kobieca Moc

Dzień moich urodzin. Jakże mocny okazał się to być także dzień w przestrzeni naszej wolności i kobiecej mocy. Ja już od paru dni czułam w swoim ciele bardzo wyraźnie energię wydarzeń, które mają miejsce w naszym kraju.

I choć umysł chciał nakręcać we mnie spiralę lęku, a potem generował puste opętanie złością czułam, że nie o to w tym chodzi. Że to nie jest tym, za czym mam podążyć. Wybrałam więc, by najpierw powrócić do siebie. Do swojego ciała. Do głębszego poczucia w sobie tego, co odzwierciedla się teraz globalnie na poziomie zewnętrznym. Dzięki temu zaczęłam przyglądać się wszystkiemu z szerszej perspektywy. Dosłownie tak jak w kinie zaczęłam oglądać to, co się dzieje we mnie pod wpływem wydarzeń zewnętrznych.

Najpierw lęk i brak poczucia bezpieczeństwa.
Potem zaczęła pojawiać się wyuczona bezradność i odwieczne gaszenie tego ognia złości,
stępianie naturalnego instynktu do obrony.

Odrętwienie w ciele i odcięcie się od swej mocy. Ach, a więc tak to sobie przez lata robiłam. Za tym wszystkim napłynęła fala smutku i żalu, bo utrata siebie prawdziwej, swojej pasji życia, która jest podobną wibracją jak złość, zawsze jest niewyobrażalnie dużą stratą. Tą, którą nieświadomie opłakujemy potem przez całe swoje życie.

Kiedy jednak świadomie pozwoliłam sobie być z tymi emocjami, czułam jak całe ciało drży, a kolejna warstwa zablokowanej głęboko energii złości budzi się i odgruzowuje to przysypane palenisko wewnętrznego ognia.

Wewnętrznej mocy, która nieprzerwanie tli się w ciele każdej z nas.
Tej, która teraz ma szansę wydobyć się prawdziwie spod wielowiekowej niewoli.

Tej, która jest ważną częścią kobiecej psychiki, potężnej i gniewnej, która jako jedyna może pokonać każdego wroga. Tej, która nie jest agresją ani chorym gniewem zlęknionego umysłu. Bo agresja rodzi tylko więcej agresji. A czysta moc, głęboko przebudzona w naszym rozluźnionym kobiecym ciele, jest przejawem miłości, w obliczu której nic co złe nie jest w stanie przetrwać. Miłości, którą my Kobiety jesteśmy i której dzisiejszy świat tak bardzo potrzebuje. Potrzebuje też tej potężnej i gniewnej części kobiecej psychiki, która gdy jest oswojona i przyjęta jest ogromnym źródłem mocy.

Co się jednak z nią stało?

Ta część przez wieki została z nas wyparta. Same zaczęłyśmy się jej bać. Uznałyśmy ją za zagrażającą i próbowałyśmy się jej pozbyć. W jej miejsce natomiast w naszej kobiecej psychice zamieszkał patriarchalny byt. Nieświadomy, silnie wykrzywiony pierwiastek męski, który w swej słabości i lęku, zamiast równości wybrał dominację nad kobietą. Ze względu na swoją przewagę w przestrzeni siły fizycznej ubzdurał sobie, że jest silniejszy niż kobieta. Że może ją zniszczyć, ubezwłasnowolnić i podporządkować. Ale tak naprawdę stworzył sobie wyłącznie iluzję obłąkanego umysłu. Iluzję, w którą niestety przez wieki nauczono nas Kobiety wierzyć.

Raniące przekazy, brutalność zewnętrznej siły fizycznej, sprowadzenie naszego zmysłowego ciała do roli przedmiotu do zadowalania mężczyzn, ciągłe czucie się niewystarczająco dobrą i niezasługującą na miłość i na szacunek. Przez wieki to, co działo się na zewnątrz, weszło silnie w naszą psychikę wypierając naszą moc. Wślizgnęło się do niej niczym wąż niepostrzeżenie oplatając nas coraz ciaśniejszą pętlą ograniczeń, nakazów i powinności.

Taki był właśnie cel rodzącej się dominacji patriarchatu.
Wyhodować swój pierwiastek w naszych umysłach i ciałach,
byśmy same odbierały sobie swoją moc.

Byśmy stawały w roli bezsilnej ofiary „grzecznie” i bezkarnie przyjmującej te wszystkie okrucieństwa. Te, które z czasem nauczyłyśmy się zadawać sobie same i też innym Kobietom. Zewnętrzne głosy i sposoby traktowania zinternalizowały się w nas. Stały się naszą codziennością. W przeciągu wieków w naszych głowach zamieszkały te same brutalne czynniki, którymi zaczęłyśmy nieświadomie zatruwać naszą kobiecą esencję. Rani nasze kobiece serce. Nasz odrzucony gniew stał się mściwy i destrukcyjny. I co najgorsze przestałyśmy widzieć, że to jest w nas. Zaczęłyśmy obwiniać innych.

Nieświadomie zaczęłyśmy nienawidzić i niszczyć mężczyzn jako forma odkupienia naszych cierpień. Zaczęłyśmy walkę z życiem i ze światem. Jednocześnie coraz bardziej tracąc w tym siebie. Odcinając się od siebie, kierując uwagę na zewnętrznego wroga zasłoniłyśmy grubą kotarą to, co dzieje się w naszym wnętrzu. Dałyśmy w ten sposób przyzwolenie temu, który prawdziwie zadaje nam wciąż ból i cierpienie.

Temu, który mieszka w naszych głowach, który z myślenia stworzył chorobliwy nałóg i zapętlił nas w schematy odbierające nam naszą moc. I dzisiaj wiele Kobiet właśnie z tego miejsca, z miejsca umysłu, generuje swoją złość i wkurw nie widząc znowu tego, że na głębokim poziomie znowu ranią same siebie. I innych. Bo nie ma ich w domu. We własnym domu swojego kobiecego ciała. Nie są obecne w swoich miednicach, w których prawdziwe płonie ogień dający początek i złości i pasji, i wściekłości i mocy. Bo kobieca moc nie pochodzi z siły fizycznej. To coś dużo głębszego niż umysł jest w stanie objąć. Kobieca moc to moc stwarzania życia na ziemi. To też potężna moc niszczenia tego, co jej zagraża. Kiedy porównamy naszą kobiecość do esencji natury możemy zobaczyć, że ta jak się wkurzy, to nie przebiera w środkach.

Tajfuny, huragany, tsunami i trzęsienia ziemi. Nieubłaganie idzie przed siebie mocno zakorzeniona w samym swoim centrum. I nie jesteśmy w stanie jej zatrzymać.

Taką samą moc mamy i my Kobiety.
Jeśli tylko sięgniemy do jej prawdziwego źródła.
Jeśli tylko popłynie ona z naszego wnętrza.
Jeśli będzie szła ramię w ramię z miłością i empatią.

Wtedy jest ona tą siłą, która może zmieść przeszkody z naszej drogi. Jeśli tylko uświadomimy sobie, że droga do tej mocy wiedzie nas przez pokonanie tego najbardziej niewidocznego, wręcz zrośniętego z naszą psychiką wroga wewnętrznego. Jeśli skupimy się bowiem tylko na tym wrogu zewnętrznym, a siebie pozostawimy wciąż pod jego dominacją, prędzej czy później przegramy.

Jeśli natomiast pod wpływem silnego naporu agresji z zewnątrz powrócimy też do siebie, do czucia swoich emocji, które teraz z ogromną siłą wynurzają się na powierzchnię. Jeśli zdołamy pozostać zakorzenione we wspierającej energii Matki Ziemi i połączymy się z żywym ogniem swojego gniewu i złości płynącym w naszych ciałach, wtedy zyskamy dostęp do tej mocy, która wygra.

Zyskamy tę wolność i moc wewnętrzną, której nikt nam nie odbierze. Tę, która wbrew pozorom jest zakorzeniona w spokoju wewnętrznym i nie zniża się do poziomu agresji płynącej z drugiej strony. Dopiero ta siła i moc mają wibrację, w której wszystko inne może się przetransformować. Pod wpływem której możemy powyrywać wszystkie macki „patriarchalnego porządku”, które przerosły nasz umysł, ciało i serce.

Teraz jest niesamowicie mocny czas transformacji,
który daje nam szansę także na pokonanie tego wroga,
którego całe pokolenia Kobiet nieświadomie wyhodowały w sobie.

Tylko pozostań obecna i uważna na siebie. Kiedy idziesz w proteście bądź też ze sobą. Czuj mocno swoje stopy kroczące po ziemi. Bądź ze swoim oddechem. Czuj ten rodzący się gniew w Tobie.

Pozwól niech spala wszystko to, czego Ty już nie potrzebujesz. Niech transformuje te głęboko zapisane w naszych kobiecych ciałach zbiorowe przekazy, że tak można nas traktować, że na to zasługujemy, ten głęboki schemat ofiary. I dopiero z tego miejsca czystej przestrzeni w sobie pozwól, by Twoja moc i siła wibrowały na zewnątrz niczym czysta energia huraganu. Wobec którego nie ostanie się nic, co już Ci nie służy. By dopiero z tego miejsca wychodziła na zewnątrz Twoja złość. Bo wtedy nie uderzy ona ani w Ciebie ani w innych. Nie będzie raniąca dla nikogo. Ale po prostu pokaże światu, gdzie są Twoje granice.

Z tej perspektywy, którą obserwowałam poprzez siebie przez kilka ostatnich dni to, co się dzisiaj wydarza, jest w pewnym sensie materializacją tego, co od wieków my Kobiety nosimy w sobie. Silną dominację nieświadomej energii męskiej, którą same siebie karmimy na co dzień.

Wciąż krytykując i obwiniając siebie i innych, wciąż czując się gorsze lub lepsze, wciąż zaprzeczając i bojąc się mocy własnej kobiecości.

Tak żyłyśmy przez całe wieki wierząc, że to prawda, że tak jest.
Odbierając sobie swoją godność, gasząc w sobie ten ogień życia.

To, co wycierpiałyśmy to było wciąż za mało, by obudził się pierwotny zbiorowy kobiecy gniew. Widocznie siła zewnętrzna wciąż była za słaba, by nas mogła przebudzić i otworzyć nam oczy na to, kim naprawdę jesteśmy. Jaką prawdziwie mamy moc.

Mówiąc trochę na wesoło i metaforycznie to mam wrażenie, że jesteśmy trochę jak takie torebki herbaty ekspresowej, które nigdy nie dowiedzą się jaką mają moc, póki nie wpadną do wrzątku. No i chyba wreszcie takim wrzątkiem zalał nas świat. Tak mocnym, tak natężonym, że jest w stanie roznieci najbardziej nawet przysypany ogień złości i gniewu. Tego zbiorowego gniewu kobiecości, która jak ten huragan potrafi zmieść wszystko z powierzchni ziemi. Tej zdrowej i ważnej części psychiki, która potrafi wyrywać także korzenie trucizny zalegającej w niej od pokoleń. Tej, która potrafi powiedzieć innym gromkie NIE.

I tego właśnie bardzo sobie i Tobie życzę.

By ten trudny czas stał się dla nas wszystkich czasem naszego prawdziwego i głębokiego wyzwolenia. By nie niszczył nas, nie odcinał jeszcze bardziej od siebie generując wyniszczającą agresję lecz by potrząsnął nami tak mocno, byśmy już nie miały odwrotu od powrotu do siebie. By ta piękna esencja naszej kobiecej mocy mogła prawdziwie przejawiać się w świecie. By swoją miłością przywróciła wreszcie odwieczny brak równowagi między pierwiastkiem męskim i kobiecym, dając jednocześnie podwaliny pod świat wypełniony ich unią i bezwarunkową miłością.

Pamiętaj więc proszę w tym czasie, że prawdziwa moc pochodzi z wnętrza. I tylko ona ma szansę naprawdę zwyciężyć. Tylko ona ma możliwość otworzyć Cię na miłość, którą jesteś. Pamiętaj, że jeśli postawimy się znowu w roli ofiary lub tym razem w roli oprawcy, to nie przerwiemy tego od wiek w trwającego trójkąta dramatu, w którym jesteśmy albo ofiarą, albo katem albo wybawcą.

Będziemy tylko zmienia miejsce w tej grze, która nadal ograbiać będzie nas z naszej energii życiowej, naszej mocy i piękna. Teraz jest czas, by wreszcie z niego wyjść. By wrócić do siebie. By odzyskać tę prawdziwą moc i wolność w sobie, która tak jak każda energia, będzie materializować się w świecie zewnętrznym.

W to właśnie głęboko wierzę.