fbpx

Źródło Prawdziwej Wolności

Kiedy uczę się na nowo odczuwać wszystko, co się we mnie pojawia, staję się prawdziwie wolna.

Wtedy już nie muszę kontrolować siebie, życia czy innych ludzi. Mogę sobie odpuścić sterowanie życiem, a w zamian tego poddać się jego wartkiemu nurtowi.
Z ciekawością dziecka doświadczać każdej chwili.
Tak samo otwarcie smakować radość jak i smutek.
Dotykać na równi miłości i lęku.
Nie wartościować żadnego przejawu życia, jakim dana chwila mnie obdarza.
Z odwagą zdejmować wszystkie sztuczne warstwy siebie, które do tej pory krępowały moje głęboko czujące kobiece serce. I jako jedyne tak naprawdę ograniczały moją wolność.

Kiedy uczę się na nowo odczuwać wszystko, co się we mnie pojawia, staję się prawdziwie żywa.

Wtedy już nie muszę powstrzymać w sobie ciągłego przepływu emocji. Karcić siebie, że znowu nie jestem taka, jaka „powinnam” być.
Wmawiać sobie te wszystkie okropne rzeczy, by się wreszcie zmotywować do zmiany.
Do bycia lepszą, inną.
Zamiast słuchać ciągle swoich myśli mogę zobaczyć, że to tylko myśli. Uświadomić sobie, że ja przecież nimi nie jestem.
Że pod nimi mieszka we mnie coś dużo mądrzejszego, głębszego i prawdziwego.
Mieszka prawdziwa esencja życia.
Moja witalność i rozkoszna wibracja.
By do niej dotrzeć już nie uciekam w zapętlające się schematy myśli.
Nie wpadam też w wir działania.
Tylko zatrzymuję się w chwili obecnej, rozluźniam się i uczę się na nowo czuć.
Wracam do ciała.
Kawałek po kawałku, warstwa po warstwie, spotykam wszystkie dobijające się do mnie części siebie.
Te, od których tak bardzo chciałam uciec.
Te, których tak bardzo chciałam się pozbyć.
Pozwalam sobie być w pełni sobą z moimi ludzkimi niedoskonałościami.

Kiedy uczę się na nowo odczuwać wszystko,
co się we mnie pojawia, staję się prawdziwie bezpieczna.

Wtedy już nie muszę ciągle krytykować innych ludzi za ich zachowania, analizować z kim się spotykać, a z kim nie.
Zamiast ciągle mówić innym jak bardzo rani mnie to, co mówią czy robią, po prostu uczę się to czuć.
Odważnie otwieram wtedy stare, niezagojone rany,
by swoją obecnością i miłością objąć je wreszcie najczulej jak potrafię.
Obdarzyć łagodnością swoją ludzką część, która niesie w sobie wiele ran.
Często nieuzdrawianych od pokoleń.
Uczę się wpuszczać światło do wszystkich ciemnych zakamarków swojego ciała i do swojego opancerzonego serca.
Rozpuszczam warstwy ochronne ciepłym strumieniem miłości.
Uświadamiam sobie,
że zanurzona w czystej bezbronności swojego serca, czuję się prawdziwie bezpieczna.
Mam wręcz uczucie wdzięczności do innych ludzi za to, że swoim zachowaniem pokazują mi drogę do siebie.
Do esencji zaufania i głębokiego spokoju.
Wtedy też pozwalam innym być w pełni sobą z ich ludzkimi niedoskonałościami.

Kiedy uczę się na nowo odczuwać wszystko,
co się we mnie pojawia, docieram do źródła prawdziwej akceptacji siebie.

Wreszcie przestaję odtwarzać raniący mnie schemat poczucia odrzucenia i ja przestaję sobie sama to robić.
Przestaję odrzucać swoje emocje.
Kończę z nawykowym stawianiem oporu i nieakceptowanie tego, co jest we mnie żywe.
Uczę się kochać te części siebie, które najtrudniej pokochać.
Uczę się jak nie uciekać od siebie i od głębokich uczuć, które pragną być przyjęte do mojego serca.
Jak trwać przy sobie w ciepłym objęciu akceptacji.
Jak stawiać się dla siebie samej.
W pełnej obecności,
w fizycznym czuciu, a nie myśleniu o uczuciach.
Kończę wtedy swój odwieczny dramat i życie w roli ofiary, że niby ktoś mi to robi.
Wtedy też pozwalam sobie i innym być w pełni sobą z naszymi ludzkimi niedoskonałościami.
Uświadamiam sobie, że czucie swoich emocji to nie słabość, lecz moja moc właśnie.
Żadne doświadczenie czy drugi człowiek nie jest mi jej już w stanie odebrać.

Kiedy uczę się na nowo odczuwać wszystko,
co się we mnie pojawia, odzyskuję swoją własną moc
.

Nie jest w stanie wpędzić mnie w rolę bezsilnej ofiary.
Bo kiedy stawiam się dla siebie,
zawsze staję w swojej mocy,
nawet wtedy, kiedy przychodzi mi czuć niemoc.
Kiedy bowiem i ją obejmuję swoich głębokim odczuwaniem,
zamiast obwiniać o nią innych,
udrażniam przepływ starej, zablokowanej energii.
Pozwalam, by esencja mojej świadomej i dojrzałej kobiecości mogła nieskrępowanie rozkwitać.
By mogła przejawiać się moja prawdziwa Moc i wewnętrzne Piękno.

Kiedy uczę się na nowo odczuwać wszystko,
co się we mnie pojawia, staję się prawdziwie otwarta.

Wtedy też życie staje się łagodniejsze.
Przestaje ciągle dawać mi sytuacje,
które mają otworzyć moje serce na siebie samą.
Życie we mnie może się wreszcie rozluźnić.
Czuje, że pozwalam mu swobodnie płynąć przez siebie.
Że z otwartością witam każdą kolejną chwilę.
Każdą niedoskonałość w sobie.
Każdego niedoskonałego człowieka.
Każdą sytuację życiową, którą umysł chętnie określiłby jako „pomyłka czy nieporozumienie”.
Zamiast tego zanurzam się pełniej w doświadczanie siebie i życia w sobie.
Rozluźniam się w samym epicentrum tego doświadczania.
Docieram do wewnętrznej ciszy i spokoju, w którym wszystko, co się pojawia, wyłącznie zasila moją esencję życia.
Pozwala mi jeszcze pełniej odzyskiwać dostęp do czystej esencji wolności, miłości i radości.
A ja pozwalam, by życie dalej żyło się przeze mnie według swej odwiecznej i niepodważalnej mądrości.

Kiedy uczę się na nowo odczuwać wszystko, co się we mnie pojawia, staję się prawdziwie wolna.